Zmarł MAREK KOSIBA

18 września 2023 |

Marek Kosiba, był cudownym ojcem trojga dzieci, (dwóch synów i córki), kochającym mężem, dobrym bratem, cierpliwym wujkiem i dobrym synem. Zmarł po ciężkiej chorobie otoczony najbliższymi, w ciszy – 28 sierpnia 2023 roku, 10 lat po ukazaniu się artykułu o nim na naszym portalu.

Marku, spoczywaj w spokoju. 

Nacz.Red. i siostra Barbara Kalczyńska

Artykuł z dnia 21 maja 2013 roku.

Na końcu Świata!

Marek Kosiba, mieszkaniec Myślenic  jest żywym przykładem zależności, że móc to chcieć, a chcieć to móc. Fotograf z zamiłowania. Elektronik-konstruktor z powołania, wreszcie podróżnik z chęci poznawania Świata jest człowiekiem skromnym, ale z całą pewnością nie pospolitym.

Lubię też wulkany Indonezji. Niedawno miałem ciekawe zdarzenie: zadzwonił do mnie Bogdan Kasperczyk, też podróżnik i powiedział: Szedłem sobie na wulkan Bromo i spotkałem po drodze młodego chłopaka prowadzącego konie. Zaczęliśmy rozmawiać i kiedy dowiedział się  że jestem z Polski, powiedział, że on też ma przyjaciela w Polsce. Pomyślałem – pewnie jakiś dziennikarz, może Cejrowski?, a on mówi: Marek Kosiba.  Zaniemówiłem. Tutaj na końcu Świata, w maleńkiej indonezyjskiej wiosce na Jawie, niepiśmienny opiekun konia mówi, że zna mojego sąsiada z ulicy w Myślenicach! Jaki ten świat mały?

Marek Kosiba udowodnił, że będąc mieszkańcem nawet niewielkiego miasta można pochwalić się dokonaniami wykraczającymi daleko poza granicę tego miasta, ba! poza granicę Europy. Hummer H3 & Marek Kosiba

Fotografia była moją pasją odkąd sięgam pamięcią  Już jako uczeń czwartej klasy szkoły podstawowej nabyłem sprzęt fotograficzny marki Druh za pieniądze,które zarobiłem pomagając ojcu w jego pracy – mówi Marek Kosiba.

Tata zajmował się zakładaniem instalacji wodno-kanalizacyjnej. Pomagałem mu kując w ścianach miejsce na rury. Dlaczego tak zarobione pieniądze ulokowałem w aparacie fotograficznym, a nie na przykład w stosie gumy do żucia czy kilogramach słodyczy? Chyba dlatego, że zainteresowanie fotografią dane mi było od losu.

 Mały Kosiba fotografował najpierw Druhem, potem radziecka Smieną. Fotografował wszystko, co ruchome i co nieruchome Fascynacja faktem, że można zarejestrować i utrwalić na kliszy fotograficznej wszelkie uroki Świata była tak ogromna, że dzisiaj z perspektywy czasu trudno Markowi określić precyzyjnie, jaki rodzaj fotografii wówczas preferował.

Należę do gatunku tych ludzi, którzy stawiając przed sobą cel dążą do niego konsekwentnie i z uporem. Kiedyś chciałem nauczyć się grać na gitarze, więc ćwiczyłem nie bacząc na fakt, że krew cieknie z obolałych palców. Podobne podejście towarzyszyło mi w przypadku fotografii. Z uporem realizowałem swoją pasje. Zostałem nawet instruktorem fotografii w MDK-u (dzisiejszy MOKiS-przyp..autora) 

Przez pięć lat Marek Kosiba uczył innych miłości do fotografii. Urządził nawet ciemnię fotograficzną. Wymyślił i skonstruował specjalną naświetlarkę. Urządzenie posiadało napędzane silnikiem krokowym lustro, zaś sam silnik wyposażony był w sterowaną komputerem fotodiodę. Algorytm,uśredniał parametry negatywu. Marek wymyślił także światłomierz, coś w rodzaju analizatora punktowo mierzącego światło. Oba urządzenia pozwalały na naświetlanie negatywów bez konieczności wcześniejszego przeprowadzania testów oraz usprawniały pracę w ciemni czyniąc ją szybszą i prostszą.

Przez dwa lata studiowałem na Wydziale Transportu i kierunku Elektrotechnika na Politechnice Krakowskiej. Potem przerwałem naukę. Te dwa lata studiów nic mi nie dały, poza tym, ze dzięki nim mogłem korzystać z bibliotek i w ten sposób,poprzez literaturę fachową poszerzać swoją wiedzę. Z jej zasobów korzystam zresztą do dziś . Kto dzisiaj jeszcze pamięta małe laboratorium na Rzemieślniczej w Myślenicach? Kto pamięta jego właściciela?

Zaciągnąłem w banku kredyt i nabyłem oryginalną wywoływarke marki Fuji – wspomina Marek. Potem otrzymałem propozycję wejścia w spółkę i już wraz z nowym wspólnikiem nabyliśmy printer do obróbki zdjęć.

Był to moment w którym Marek Kosiba zajął się na poważnie usprawnianiem laboratoryjnego warsztatu wymyślając i konstruując dodatkowe urządzenia.  Na przykład obiektyw do zdjęć paszportowych. Pozwalał on jednorazowo naświetlać kilka zdjęć przynosząc przez to olbrzymie oszczędności. Nie był pomysłem autorskim, ale dzięki pewnym innowacjom miał jedną genialna cechę – był tani! O wiele tańszy od produktu oferowanego przez koncern Fuji. Obiektyw skonstruowany przez myśleniczanina okazał się strzałem w dziesiątkę  Zainteresowały się nim laboratoria fotograficzne w kraju. Potem także we Francji, na Węgrzech,w Niemczech i w…..Singapurze.

Rokrocznie pojawiałem się na targach fotograficznych w Las Vegas i w Orlando, co dwa lata na targach Fotokina w Kolonii. Podczas wyjazdów nawiązywałem kontakty zawodowe. Początek wyglądał tak, że zabrałem ze sobą kilka obiektywów swojej konstrukcji do Singapuru, po przylocie otwarłem książkę telefoniczna, znalazłem w niej numery telefonów hurtowni fotograficznych, zadzwoniłem, pojechałem i zaprezentowałem towar. Sprzedałem go na pniu. Do kraju wróciłem z listą zamówień.

Prawdziwym hitem rynkowym okazał się jednak wykonany przez Marka densytometr fotograficzny. Urządzenie służyło do kalibracji minilabów obrabiających zdjęcia cyfrowe. Do niedawna jeszcze densytometry produkowane były w trzech miejscach na świecie.

W Stanach Zjednoczonych, we Włoszech i w …Myślenicach. W tutejszej pracowni Marka Kosiby. Nic nie różniło tych trzech densytometrów poza…ceną. Kiedy za amerykańskie czy włoskie urządzenie trzeba było zapłacić od 1000 do 2000 dolarów, myślenickie kosztowało…350, góra 400 „zielonych”.

Całkiem przypadkowo densytometr stał się przebojem rynkowym w …Chinach. Kiedyś poleciałem do Szanghaju korzystając ze szczególnie atrakcyjnego cenowo biletu lotniczego i zabrałem ze sobą urządzenie. Już na miejscu zaprezentowałem je jednej z firm branżowych. Na drugi dzień zostałem zaproszony przez nią na testy densytometru. Kiedy okazały się bardzo udane ,zamówiono u mnie dziesięć sztuk urządzenia. Potem 30, następnie 50,a na koniec 60. I tak co miesiąc. Co miesiąc zawoziłem Chińczykom 60 densytometrów  Pracowałem jak w transie. Przez półtora roku od świtu do nocy, bez wolnej soboty, bez wolnej niedzieli, bez urlopu i chorobowego. Wiedziałem, że wcześniej czy później Chińczycy wykonają podróbkę mojego densytometru i podziękują mi za współpracę. Chciałem do tego czasu maksymalnie wykorzystać koniunkturę i sprzedać w Chinach jak najwięcej produktu. Podróżowałem do Szanghaju raz, dwa razy w miesiącu przez półtora roku. Poznałem to miasto jak własną kieszeń.

 Kiedy Chińczycy skopiowali wreszcie densytometr Kosiby, definitywnie skończyły się podróże do Szanghaju.

 Śmieszne jest to, że densytometry , które trafiały do mnie do naprawy z terenu Syrii czy Rosji były urządzeniami wyprodukowanymi w mojej pracowni. W ten sposób mój produkt, poprzez Chiny, sprzedawany był na cały świat.

Densytometr nie jest już dzisiaj takim przebojem jak kiedyś, ale wciąż powstaje w pracowni Marka Kosiby.

Pracuję przez tydzień w miesiącu, to wystarcza do tego, aby utrzymać się na powierzchni. Sporo czasu poświęcam dzisiaj na podróże. Wykorzystuję fakt możliwości nabycia tańszych biletów lotniczych. Najczęściej latam do Stanów. Polska i Europa są dla mnie za drogie. Poza tym lubię Utah i Arizonę  Ich klimat, krajobraz. W Las Vegas pokój w dobrym hotelu kosztuje poza weekendem…40 złotych.  Wyjeżdżam na tydzień  dwa. Po przylocie wypożyczam samochód, najczęściej jakiegoś SUV-a z napędem na cztery koła i ….w drogę. Ostatnio miałem przyjemność fotografować ptaki w Nowym Meksyku, ale tak naprawdę moją pasją są wulkany.

W chwili obecnej, w której Czytelnicy wezmą do rąk niniejszy numer Sedna, myślenicki podróżnik, konstruktor, fotograf przebywał będzie na wyspach: Big Hawaii i Maui. Na tej pierwszej znajduje się wulkan Kilauea, na drugiej kaldera wulkanu Haleakala.

To dla nich Marek Kosiba pojechał aż za ocean. Będzie fotografował ,smakował widoki, podziwiał krajobraz. Potem wróci do Myślenic, bowiem jak sam mówi, choć jest obywatelem świata, nie wyobraża sobie życia bez swojego rodzinnego miasta. Posiedzi tydzień w swojej pracowni, zmontuje kolejne densytometry, a potem…znów w drogę.

Chętnych do obejrzenia zdjęć autorstwa Marka Kosiby odsyłamy do autorskiej strony internetowej: www.marfot.com

Gdybyśmy wszyscy, albo przynajmniej większość z nas, nie tylko chcieli przeżyć swoje życie od narodzin do śmierci  ale jeszcze mieli siłę i wolę wnieść do niego realizacje swoich własnych, nietuzinkowych, nowatorskich i odkrywczych pomysłów, gdybyśmy chcieli urozmaicić je na jeden, mały choćby sposób, otaczający nas świat byłby znacznie ciekawszy, a trwanie w nim nie niosłoby pewnie tylu trosk.

Autor: Maciej Hołuj

Kategoria: Archiwum /, Bez granic, Sylwetki i Wywiady /, Z kraju i ze świata